Jak do tego doszło ....
No właśnie, jak doszło, że sprzedaliśmy mieszkanie? Od dawna chcieliśmy się wybudować. Przeprowadzając się do Gdańska zabezpieczyliśmy sobie też miejsce do wypoczynku. Kupiliśmy mały zaniedbany damek na jeziorem koło Żukowa. Bez prądu na dzierżawionej ziemi i tam tez szukaliśmy ziemi działki. Założenie było takie. Działka około 3000 m2 aby sąsiad nie patrzył nam przez okno co robimy na śniadanie. Może to dziwne ale tak zbita zabudowa kojarzy nam się z kolonią surykatek
Poza prywatnością szukaliśmy też miejsca do aktywnego spędzania czasu. Szczególnie moja miłość, dla której ogród kwiaty to raj. Taka z niej mała florystka, a miejsca które dotknie swoją ręką bajkowo ożywają.
Tak to wyglądało na początku. Nie było wiaty i ogrodzenia. Tylko sam domek w lesie. Brak prądu, i okiennic, które założyłem na początku. Domek był wzdłuż podzielony na pół i w poprzek na pietrze. Dwóch szwagrów go miało stąd ten podział. Ogrodzenie budowali moi synowie harcerze. Miałem się nie wtrącać. To znaczy pomagałem im ale kierownikiem budowy nie byłem.
Domek był ciemny, dlatego postawiliśmy małą wiatę bo przyjemniej było nawet w deszczu w niej siedzieć. Potem po 3 albo 4 latach udało nam się załatwić prąd. I wszystko się zmieniło.
sukcesywnie się zmieniało ....
Zmieniło się na tyle, że skoro tylko zaczynał się sezon to wyprowadzaliśmy się z Gdańsk. Stąd też dojeżdżaliśmy do pracy. Mieszkanie w lesie było przyjemne, czas płynął inaczej, spokojniej zwłaszcza gdy w zimne dni miło było spędzać czas przy kominku. No i jako goście w tym lesie byliśmy "wychowywani" przez nasze wiewiórki. Tak, tak wychowywani. Pod wiatą wysypywaliśmy im orzechy zawsze z rana, ale kiedy zapomnieliśmy to potrafiły prawie wejść do domu.
Co niektórzy stukali się w głowę, no bo kto grabi i podlewa las? Tylko my tak robiliśmy. W końcu był to nasz drugi dom.
Gospodarz nie chciał sprzedać ziemi, ale inny ze wsi miał działkę na sprzedaż nad innym jeziorem z dostępem do brzegu. Działka była tania i warunki zabudowy też były, ale coś nas tknęło. Zrobiliśmy badania gruntu i okazało się, że na 6 metrach nie ma jeszcze stałego gruntu (tylko torf). Potem jeszcze rozpatrywaliśmy inne lokalizację w okolicy, ale albo się gospodarze wycofali się z transakcji albo cena była nie atrakcyjna.
Komentarze